Trauma bonding czy miłość? Jak mądrze podejść do „efektu lustra”
neurotyk.blog
blog tylko dla neurotyków
Wieź traumatyczna i mechanizm defensywy
Więź traumatyczna to w skrócie: głębokie przywiązanie, które rozwija się z cyklu najczęściej manipulacji lub traumy, po którym następuje pozytywne wzmocnienie.
I tak, całe życie może umknąć na niekończącym się cyklu „pozytywnych wzmocnień”. Kiedy energia pozostaje uwięziona w zamkniętym obiegu.
Ostatnio kilka rozmów, uświadomiło mi, że słyszę jedną i tę samą historię w różnych wersjach.
Z więziami traumatycznymi jest tak, że najczęściej rozwijają się w związkach romantycznych, a opuszczenie tych związków może być bardzo trudne. Więź traumatyczna, to być może – na głębszym poziomie – więź karmiczna.
Bez dużej pracy wewnętrznej, każda następna relacja, zdaje się, że będzie dokładnie tą samą historią. To wiem od koleżanki.
Eric Berne pisał, że to gra w „i znowu to samo” czy też „dlaczego to ZAWSZE MNIE musi się przytrafić„.
Po czym poznać, że to klasyczna więź traumatyczna, a nie miłość? Jak tłumaczę komuś gry, to zawsze podkreślam, że kłótnia sama w sobie, nie jest grą (postawa jej odpowiadająca), gra jest wtedy, kiedy zauważasz wzorzec.
Gra ma to do siebie, że się powtarza i wynika z niej jedno wielkie nic (wzór gry pozostaje taki sam, choć aktorzy mogą się zmieniać). Poza obniżeniem napięcia jest to kręcenie się kółko.
Kłótnia może być jednak sposobem KOMUNIKACJI, tylko że na podkręconych emocjach, ale jeśli obie strony wiedzą co właściwie chcą sobie zakomunikować, to w sumie okej. Ludzie, którzy się kochają, też się przecież kłócą. Czasem to może oznaczać, że wciąż im na sobie zależy.
Natomiast mamy też coś takiego jak mechanizm defensywy czyli „bronienia pozorów” wtedy właśnie mylimy ukryty (bądź otwarty konflikt) z miłością.
Dobrze się temu przyglądać.
Złudzenie uczucia
Żeby podtrzymać złudzenie uczucia, odtwarzamy ten cykl – w przedziwny sposób pojmując miłość. Utrzymując jej pozór – pozbywając się stanu neutralności uczuciowej – dla kobiet szczególnie nieznośnego (według Junga kobieta tylko w stanie miłości, jest w stanie osiągnąć to co dla niej najlepsze).
Miłość jednak, to nie jest coś o co trzeba prosić czy żebrać czy też tłumaczyć „jak to powinno wyglądać” w relacji, która jest zdrowa. A poza tym ile można tłumaczyć. Nawet pasjonat dydaktyk, za którymś razem załamałby ręce.
Dobrze sobie uświadomić, że żaden człowiek nie może być buforem dla naszych „nadmiarów” nawet jeśli jest to nadmiar miłości czy potrzeba kochania, ani uzupełnieniem dla naszych deficytów, nawet jeśli jest to deficyt miłości czy potrzeba bycia kochaną.
W wieku dorosłym takie relacje to potrzeba odtworzenia pewnego wzoru. Jeśli dziecko podświadomie czuje, że właściwie jest jedynym spoiwem relacji rodziców, a rodzice jako dzieci, byli jedynym spoiwem relacji swoich rodziców… to – warto się przyjrzeć – czy nie usiłuje być takim samym spoiwem dla prowadzonych przez siebie relacji, gdzie to „wewnętrzne dziecko” myli ten ukryty konflikt z „miłością”. Taką jakiej zostało nauczone.
Daje to efekt Osła ze Shereka, no ale kobiety się budzą. I to jest super.
Paulina Michurska wyróżnia tutaj:
- pragnienie bycia potrzebnym
- stawianiem cudzych potrzeb przed własnymi
- braniem „winy” za cudze emocje na siebie
- ciągłe skanowanie rzeczywistości w kierunku zagrożeń
- tunelowe, wybiórcze widzenie
- głęboki lęk przed odrzuceniem
- bycie ogólnie nadfunkcnonującym w życiu
- pokładaniem wiary wyłącznie w siebie i że w to „samemu sobie poradzę”
- nieumiejętność proszenia o pomoc
- bycie osobą wiecznie „czuwającą”
Instynkt samozachowawczy & instynkt społeczny
Przez różne doświadczenia – w wieku dorosłym tracimy zdrowy instynkt samozachowawczy na rzecz instynktu społecznego.
Praca z końmi, to dla mnie, jedyny – na tym etapie jedyny, skuteczny sposób – na budowanie autentyczności i innych części siebie, które mogą chronić to wewnętrzne dziecko czy też działać na jego rzecz.
Do tego chłopca też, na końcu, części „dołączają”, synchronizują się z nim i WSZYSTKIE go „pchają”.
Dział się nazywa „mistycyzm” więc niech już padnie sakramentalne: „Jezus mi to polecił”.
Taka praca nie tylko pozwala naprawdę przyjrzeć temu czemu przyglądać się nie chcemy, wyciągnąć to na powierzchnię i zobaczyć, ale również uruchomić ten ZDROWY INSTYNKT SAMOZACHOWAWCZY.
Praca ze zwierzętami nieuwarunkowanymi przez człowieka, dla mnie, w największym stopniu, wpływa na reorganizacje systemu, naukę granic osobistych i zaufanie wewnętrznemu, instynktownemu prowadzeniu.
Jeśli dzieje się to pod okiem doświadczonego terapeuty, bo ta relacyjność podczas sesji ze zwierzętami jest ważna – to naprawdę można zobaczyć z czym należy jeszcze należy pracować.
„Tu”, „tu” i jeszcze „tu”. I trochę „tam”.
Barbara Adrusikiewicz-Korenfeld ma takie konie, które bardzo wspierają w procesie przemiany wewnętrznej. Działając stabilizująco nawet po jakichś tam pomniejszych konfrontacjach z nieświadomością – czyli powrót kreatywności.
Efekt lustra – co robisz nie tak?
Efekt lustra można rozumieć na dwa sposoby.
Jeden: to rzeczywistość przyciąga do ciebie to z czym rezonujesz (w nieświadomości sytuuje się istota odpowiedzialności za własne życie) więc masz swoje odbicie czy też odbicia.
Wtedy dziękujesz temu „odbiciu”, że jest wspaniałym nauczycielem, bo pokazuje ci palcem – jaką pracę z wewnętrznym Dzieckiem czy głębiej: z „nieuznanymi częściami siebie” wciąż musisz wykonać. Nawet jeśli bardzo chcesz ją ominąć.
Uznanie wypartych w sobie cech, jest najlepszą ochroną nie tylko przed utrzymywaniem postawy narcystycznej, ale również daje łatwość zauważania tego u innych ludzi. Dużo energii można zaoszczędzić na „nie produkowanie się”.
O „borderline” mówi się, że to taki nieudany narcyzm i UZNANIE w sobie tego co głęboko wyparte, również wpływa stabilizująco.
Po prostu pozostajemy wolni, żeby wybrać inaczej. Postrzegać inaczej. Reagować z poziomu świadomości, a nie ukształtowanej już przecież osobowości.
#czujność #dyscyplina
Jak się to ODCZUWA czasem? To włącznie w siebie, tego co wyparte i pokonywanie mechanizmów projekcyjnych? Rafał Wereżyński nagrał taki film o świadomym umieraniu.
Jest też druga opcja (przeplatająca się z reguły z pierwszą). Na etapie pracy z cieniem, którą przypominam NIEWIELU LUDZI przechodzi z sukcesem – czyli NIE DOCHODZI DO INTEGRACJI – tylko projekcji Jaźni na osobowość maniczną – to ogólnie bywa, że może się zwalić dużo na raz.
Odzyskiwanie świadomości i pokonywanie głębokich uwarunkowań – złożona kwestia więc każdy mały krok w kierunku światła to sukces.
Może być też tak: wykonujesz gigantyczną pracę nad sobą, kursy, terapie, warsztaty, psychologia, mistycyzm, cienie, inne straszydła, rozdzielanie się na części i przyglądanie się każdej z nich osobna i wiara w to, że nie rozpieprzysz się całkowicie… i masz wrażenie, że jest gorzej.
Możesz wpaść w takie idiotyczne myślenie, że wciąż musisz się jakoś UDOSKONALIĆ, być jakaś INNA, LEPSZA, bardziej oświecona, więcej książek, więcej warsztatów…
Co robisz nie tak? Nic.
Ego to jest konstrukt świadomości służący na skupieniu uwagi na doświadczeniu w czasie i przestrzeni (Rafał Wereżyński) naucz się SKUPIAĆ UWAGĘ inaczej, trenuj, bo może to co się dzieje w twoim życiu jest zaproszeniem, żeby powoli móc już patrzeć w inne lustra.
Jesteś WOLNA, żeby DECYDOWAĆ inaczej.
Dlaczego odcinamy się swoich uczuć?
Odcinamy się od naszych uczuć, ponieważ nie chcemy doświadczać smutku, który pojawia się, gdy nie jesteśmy przyjmowane, akceptowane i obejmowane (…) Nie chcemy słyszeć tego wściekłego płaczu, niewypowiedzianego żądania małej dziewczynki, wewnątrz nas samych (…) pojednanie obejmuje „pozwolenie sobie na to, by POŁĄCZYĆ SIĘ z najmroczniejszymi, najbardziej krwawymi namiętnościami, prawdziwą tęsknotą za byciem trzymanym w ramionach, noszonym i głaskanym, nieskrępowanym gniewem i furią.
Oznacza to pójście tam gdzie naprawdę jest serce, gdzie RZECZYWIŚCIE czujemy, nawet jeśli jest to w pięściach i genitaliach zamiast miejsca, w którym serce powinno się znajdować, i tego jak powinniśmy czuć”
Maureen Murdock, Podróż Bohaterki, s. 183 cyt. za: Franz M., Hillman J., Jungs Typology: The Inferior Function and the Feeling Function
Kobieta ma swoją koronę tam, gdzie ma swoje korzenie… a te korzenie sięgają… dość głęboko.
Kali, bądź z nami
Niech przemoc, zniszczenie, przyjmą nasz hołd.
Pomóż nam wynieść ciemność na światło,
Unieść ból i gniew tam
Gdzie można go zobaczyć takim jakim jest –
Równoważącym kołem dla naszej
delikatnej bolesnej miłości.
Odłóż dziki głód tam gdzie jego miejsce,
W akt stworzenia,
Surową moc, która wykuwa równowagę
Między nienawiścią i miłością.
Pomóż nam być zawsze
Pełnymi nadziei ogrodniczkami ducha
Wierzącymi, że bez ciemności
Nic nie może się narodzić
Tak jak bez światła
Nic nie kwitnie.
Pamiętaj o korzeniach,
Ty, mroczna Kali,
Wspaniała mocy
May Sarton
