Serwis pozytywnych informacji. Ćwiczenie z kamieniami
Czasami wydaje nam się, że coś nas rani. Na przykład to, że ktoś nie traktuje nas w sposób, w który wydaje nam się, że powinien. Albo ktoś czegoś zupełnie nie rozumie. Albo robi coś, co uważmy, że z jakiegoś powodu powinien robić inaczej.
Jest takie ćwiczenie, wywodzi się z tradycji buddyjskiej. Chodzi o to, żeby pójść nad rzekę i wykorzystać czas konstruktywnie. Nad rzeką z reguły są kamienie.
Bierze się więc kamienie i na tych kamieniach zapisuje się wszystkie trudności, przez które obecnie przechodzimy czy też: oceniamy jako powód naszego samopoczucia.
I to będą albo jakieś ogólne motywy, albo imiona ludzi, których w „teatrze życia” obsadziliśmy w roli „problemu”.
Motywy u każdego są inne, mogą to być np. pieniądze (że za mało) albo długi (że za dużo), albo praca (że mogłaby być inna), albo niewdzięczność jako motyw (praca ok, pieniądze ok, długów nie ma więc co jest kurwa?!) no cokolwiek, co uznajemy za „problem”.
Życie jest historią o relacjach najczęściej, o jakości tych relacji, więc niejednokrotnie na kamieniach zapisujemy imiona. I mogą to być różne imiona, znów, w zależności od tego, na kim postanowiliśmy skupić uwagę obsadzając jego lub ją w tej – umówmy się – niewdzięcznej roli.
Kiedy motywy lub imiona są zapisane, bierze się dany kamienień, przez chwilę uważnie mu się przygląda (to ważne, że dać kamieniowi trochę uwagi), a następnie rzuca się, tak daleko jak się umie w myślach powtarzając „nie chodzi o „to” lub nie chodzi o ciebie”.
Jeśli jest się nad rzeką samemu to można też krzyczeć lub śmiać się. Da to albo dramatyczny, albo szalony efekt. Ważne, żeby dopasować to granie siebie nad rzeką do samopoczucia. Tak aby we własnych oczach zachować wiarygodność.
Kiedy już symbolicznie pozostajemy bez kamieni. I bez problemów. Możemy – również symbolicznie – zorientować się o co od zawsze chodziło.
W tym ćwiczeniu JEDNAK nie chodzi o to, żeby czuć się źle ze sobą i uznać, że to „ja” jest problemem. To „ja” po prostu skupia uwagę, na rzeczach i wydarzeniach, które są totalnie neutralne.
Które po prostu się wydarzają.
I te uświadomienia nie są przyjemne czy nieprzyjemne. Możemy je tak oceniać czy odbierać ale są neutralne. „Uświadomienie” to jest to, że czegoś nie byliśmy świadomi, a teraz jesteśmy. I te uświadomienia, bywa oczywiście, że rodzą się w bólu.
Jeśli faktycznie zawiesić osąd to nigdy nie rani nas Prawda. Prawda ma tę szczególną właściwość, że rozwala iluzje. I ból odczuwamy tylko wtedy, kiedy wali się wieża. Rozpada się iluzja i nic więcej. I to się odczuwa „tak jakby” to bolało.
I czasem może być tak, że coś odczuwamy jako „porażkę”. Jednak to jest, w tym sensie błogosławieństwem wyższego rzędu, że stanowi o początku końca iluzji.
A to jest zawsze bardzo pozytywna informacja zwrotna od rzeczywistości.
Podobno fatalnie się czujesz.
Mogę złagodzić twój ból
I znów postawić cię na nogi.
Odpręż się.
Najpierw będę potrzebował nieco informacji.
Tylko podstawowe fakty
Możesz pokazać, gdzie boli?
Nie potrafię teraz znaleźć przyczyny
Dziecko dorosło <3
Roger Waters – Comfortably Numb
Wielu ludzi definiuje jakoś „oświecenie”. Ja nie wiem co to jest. Szczerze? To nawet nie wiem czy coś takiego istnieje. Wiem tylko, że jeśli istnieje i oświecenie miałoby swoje przeciwieństwo na skali, to byłaby nim apatia.
Jeśli oświecenie więc definiować tak jak narcyzm czyli oświecenie jako spektrum, to zdaje się, że w końcu jestem na właściwiej ścieżce.
Czy relacje z ludźmi powinny być ciężką pracą? Uważam, że nie. Ciężka praca to jest kamieniołomach. I to zabiera masę energii. A trzeba szanować energię.
Tak powiedziałby Eric Berne, jeśli zmiana nie nastąpi w tobie, to zmienią ci się tylko „aktorzy” ale cały czas będziesz grać w tym samym przedstawieniu.