Realne pułapki i zagrożenia w duchowości

„Efekt domina” w duchowości

W duchowości słowo efektywność to synonim słowa cierpliwość. Podobno.

Jeśli byliśmy – najdelikatniej mówią nierozsądni – i przeszarżowaliśmy z mistycznymi tekstami i praktykami – nie mogąc wyhamować treści rzutowanych z nieświadomości, mechanizmy projekcyjne mogą upadać za szybko.

Powyższe daje nie efekt wahadła delikatnie wprawionego w ruch tylko domina. Zagrożeniem nie jest nawet sam ten fakt, bo i to można zatrzymać (niektóre procesy są – niezależnie od tego co robimy – intensywne) ale brak świadomości tego co się dzieje.

Dlaczego trudno się zorientować? Bo rezultat jest zarówno przerażający i fascynujący. Apokalypsis po grecku oznacza zarówno katastrofę, jak i objawienie. Czyli „jaka piękna tragedia” nam się tutaj wydarzyła.

To jest coś między „błagam zabierzcie to – nie chce na to patrzeć”, a z drugiej „chce trochę zaglądnąć, nie chce się z tego wyleczyć”.

Budowanie ducha to pogłębienie dialogu z psychiką potencjalną. Rozpad osobowości to psychoza. Stan między psychozą, a nerwicą to borderline.

Moglibyśmy posłużyć się czymś co uchodzi, jednocześnie za biblię i encyklopedię dla psychiatrów (Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego) czyli Diagnostic and Statistical Manual ale na szybko:

O borderline typu „walczącego”

Borderline z mocno seksualnym podbarwieniem

I w końcu o borderline typu „depresyjnego” śpiewał Ed Sheeran

Borderline zaliczane jest do narcyzmu (Lowen), jest to charakterystyczne między innymi dla poszukiwaczy zaliczanych do kręgu New Age (Tomasz Olchanowski).

Ugruntowana osobowość może znieść naprawdę duże poszerzenie świadomości, ale osobowość nie jest z gumy. I człowiek może rzeczywiście stanąć naprzeciw problemów osobowości, o której wcześniej nie miał bladego pojęcia.

Ryzykujemy – jak pięknie śpiewał Grzegorz Turnau w „Natężeniu Świadomości” – rozerwanie własnej jaźni, realizmem wyobraźni.

We wszechświecie znajduje się Rdzeń, z którego otrzymujemy wiedzę, siłę i inspirację. Nie wnikam w tajemnice tego Rdzenia, ale wiem, że on istnieje.

Nikola Tesla

Celem praktyk duchowych jest bycie bliżej Rdzenia Wszechświata, Źródła, Stwórcy. Celowo nie używam słowo Bóg, bo zostało ono kompletnie sprostytuowane przez dominujące wierzenia i religie.

Żadna praktyka duchowa nie jest dla osobowości jakąś super opcją, bo ludzkie ego jest siedliskiem zaprzeczenia:

  • zarówno istnienia Boga (a jednak używam tego słowa)
  • jak i uznania boskości w człowieku

Uznanie boskości rozumiem jako szacunek dla indywidualności i niepowtarzalności każdej istoty ludzkiej.

Miłość kosmiczna, czy uniwersalna – ma moc uwalniania i podnoszenia wszystkich starych traum, wzorców zachowań, najczęściej tych kwestii, którym nie chcemy się przyglądać, i z którymi nie chcemy się konfrontować, a które są źródłem wszelkich projekcji rzutowanych na rzeczywistość.

Czyli tych rzeczy, które wzbogacają nas duchowo, wewnętrznie, ale są niekomfortowe, niewygodne, nie „chcieliśmy AKURAT TEGO o sobie wiedzieć”. Jednak to, że wiemy przybliża nas do bardziej realnego patrzenia na świat. Osobowość nie uznaje, że coś się tyczy bezpośrednio jej, nie przyjmuje odpowiedzialności i … będzie się bronić za pomocą różnych mechanizmów funkcjonowania psyche.

Praktyki duchowe mądrze sformułowane działają jak wspomnie wahadło, które zostaje delikatnie wprawione w ruch.

Czyli następuje:

  • Podwyższenie energii, odczuwanie stanów spokoju, wdzięczności, lepsze i łatwiejsze życie w tu i teraz, zyskiwanie wglądu, inspiracji, dzieje się to właśnie delikatne obniżenie progu świadomości, tak aby zyskać nową perspektywę, a później lekkie odbicie i:
  • Odczuwanie niewygody, może dyskomfortu, uświadomień z cyklu aaaa czyli to jest o mnie, a nie o kimś czyli powolne pokonywanie i osłabianie mechanizmów projekcyjnych. Powolne. Nauka nowego patrzenia na świat przez pryzmat poszerzonej świadomości.

Praktyki duchowe są więc formułowane jako pewien program rozwoju. Mieszając je ze sobą… może być za dużo na raz. Czyli już nie obniżanie progu świadomości, tylko… ryzyko spadnięcia z progu.

Ignorowanie własnego nieprzygotowania i ograniczeń psychicznych

Jak we wstępnie: przebudzenie świadomości dotyka coraz częściej ludzi, którzy do tego „przebudzenia stali ostatni w kolejce” czyli:

  • nie są wytrenowani w praktykach medytacyjnych
  • nie panują nad swoim umysłem w stopniu, który umożliwia im zachowanie czujności na naprawdę sprawną zmianę stanu ego.
  • nie mają kontroli nad tym jakiego stanu „JA” używają w danym momencie (czyli osłabione działanie stanu ego „Ja Dorosły”). Doświadczenia archetypowe wydarzają się w stanie ego „Ja Dziecko”.

Początkowo w tych procesach nie ufa się nawet sobie, a może szczególnie sobie – więc pozwolenie innym ludziom na kwestionowanie tych doświadczeń – nie doprowadzi po prostu naturalnego poczucia zagubienia w świecie archetypów i symboli tylko do rozpaczy.

Zgodnie z zasadą, że człowiek nie tyle pragnie być kochany, co rozumiany.

Należy pamiętać, że każdorazowo złym pomysłem jest dzielenie się czymkolwiek z kimkolwiek pod wpływem:

  • podwyższonej energii
  • pobudzenia
  • nagłego skoku libido (libido rozumiemy tu jako ogólną energię psychiczną, po kontakcie z archetypem często nienaturalnie podwyższoną). W efekcie znacznie może osłabić się działanie racjonalnej części umysłu.
  • Powyższe jednak ma swój sens – osłabiając racjonalny, myślący umysł, przestajemy być nastawieni zbiorowo, ale celem jest właśnie osłabienie „bunkra racjonalizmu”, którym jesteśmy – z reguły dość szczelnie obudowani – ale nie nadmierne osłabienie racjonalnej części psyche.

Początkowo bardzo trudno jest mieć czujność na powyższe kwestie.

Kompletne nierozumienie sensu przeżyć wewnętrznych

Do pewnej świadomości „czegoś” w swoim życiu można dochodzić na przykład: pięć albo dwadzieścia lat, ale może się to też stać – w ciągu jednej nocy. W duchowości mówi się o czymś takim jak „kwantowy skok”.

Z reguły kwantowy skok lub skoczek dotyka tych osób, które są wystarczająco przygotowane i mają ugruntowaną osobowość, żeby udźwignąć „mocny materiał” jednorazowo. „Mocny” tj. znacznie poszerzający świadomość indywidualną.

W pozytywnym sensie, dzięki projekcji (wycofując ją) możemy dowiedzieć się o sobie i świecie czegoś, czego dotychczas nie wiedzieliśmy, a co nazywamy wglądem, pojawiającym się wbrew treściom, których pragniemy się trzymać.

Tomasz Olchanowski
FENOMEN CHARYZMY W ŚWIETLE PSYCHOLOGII GLĘBI

Żadna osobowość nie jest więc na tyle ugruntowana, żeby po silnym wglądzie próg świadomości nie został obniżony (ponieważ po to są te doświadczenia, żeby został obniżony – czyli, żeby uświadomić sobie możliwe dużo i szybko, dlatego to się nazywa SKOK, a nie KROK) – jednocześnie celem tych doświadczeń NIE JEST to, żeby:

  • osobowość została totalnie zdominowana przez archetyp, ale po to, żeby energia archetypu została włączana (czyli zasymilowana z osobowością)wzbogacając osobowość, dostarczając nowego wglądu i perspektywy.

Dla osób niewytrenowanych w praktykach medytacyjnych czy „nowych w duchowości” zagrożeniem jest podporządkowanie myślenia, zachowania i owładnięcia przez archetyp.

Mózg stara się znaleźć racjonalne wytłumaczenie dla sytuacji, ale te doświadczenia nie są … racjonalne.

Można pomyśleć, że to dobrze być „owładniętym” przez pozytywny archetyp (jak Jezus, Budda, czy inne postacie) i działać po jego wpływem. No właśnie nie. Takie myślenie dowodzi głębokiego niezrozumienia sensu tego doświadczenia. Lepiej wyjaśni to tekst o Jezusoterapii.

Kiedy przebywamy w stanach granicznych (czyli wtedy archetypy się manifestują) możemy zostać włączeni w odwieczny proces kosmiczny, jednocześnie powinniśmy trzymać się PODSTAW ludzkiej egzystencji. Żeby przypadkiem, jak Friedrich Nietzsche nie wypaść poza krawędź Świata.

Ludzie go cytują często ale chłopu tak pod koniec – nie bójmy się tego słowa – odjebało.

Działanie i podejmowanie decyzji w stanie inflacji osobowości

Inflacja osobowości niezależnie czy wydarza się pod wpływem kontaktu z pozytywnym czy negatywnym archetypem – jest stanem, na którego zintegrowanie i oswojenie potrzeba przynajmniej kilku tygodni a nawet miesięcy.

W perspektywie może lat.

Dzielenie się pozytywnymi doświadczeniami wprost jest nierozsądne, bo było w nich coś niezbędnego dla rozwoju psychiki konkretnej osoby. Czas po doświadczeniu należy wykorzystać na integrowanie doznań, wrażeń i budowanie swojej i niczyjej innej świadomości. Archetypy nie znajdują swojej manifestacji w świecie zewnętrznym więc ryzykujesz publiczną kompromitację. Nie da się ich „wyjaśnić”.

Z kolei dzielenie się teoretycznie negatywnymi doświadczeniami podwyższa lęki (zgodnie z niewygodną duchową zasadą: dokładnie takie uczucia jakie wzbudzasz w innych ludziach, WZMACNIASZ JE SOBIE).

Jest to celowa sztuczka ego. Widocznie w tym doświadczeniu również było coś niezbędnego – podkreślmy to – dla rozwoju psychiki i osobowości, ale tylko osoby, której to doświadczenie dotyczy.

Jeśli cokolwiek widzisz, to znaczy, że jesteś gotowy, żeby to zobaczyć i nie panikować.

Kontaktu z archetypem nie można zwerbalizować. Jeśli ktoś wpadnie na pomysł, że można… to jak usłyszy sam siebie to stwierdzi „A nie… faktycznie. Nie można tego zwerbalizować„. Albo jak przeczyta to co napisał… podobnie.

Ważne jest zbudowanie szczególnej wrażliwości na tę kwestię, że milczenie jest złotem.

Niezależnie z jakim archetypem mamy do czynienia – najlepiej integrować to w sobie… rozmowa z zaufanym terapeutą, psychologiem, przewodnikiem duchowym wydaje się być dobrym pomysłem, bo każdy z tych zawodów ma w sobie coś z funkcji duchownego ale ostatecznie … najlepiej zaufać sobie.

Zafiksowanie na przebaczanie

Może się to stać jeśli zignorowaliśmy … wszystkie punkty. Wtedy – jest to efekt – żeby to jakoś zwerbalizować: albo założenia worka jutowego, wzięcia dzwonka i krzyczenia „ludzie przebudzicie się”, albo (co jest niemniej idiotyczne) założenia worka pokutnego.

Oba efekty stanowią o przyjęciu postawy: uciekam od życia w duchowość zamiast chcę, żeby duchowość była ważnym elementem mojego życia, które dzięki mądrej duchowości może stać się naprawdę warte przeżycia.

Innymi słowy nie represjonowanie prawdziwego życia z motywacji lękowych.

Jospeh Cambell uważał – no ale on przeorał filozofie, mitologie i religie do rdzenia – że my nie szukamy jakiejś „prawdy objawionej”, może nawet nie Boga. My po prostu szukamy doświadczenia bycia żywymi, i poczucia, że to … wszystko ma jakiś sens. Jeśli uznamy, że Bóg to Życie i sens, to możemy uznać… że szukamy Boga.

Podobne wpisy