|

Praca z cieniem

Praca z cieniem

Praca z cieniem czy cieniami (ze swoim anty-ja i „nieuznanymi” częściami siebie) jest wymagająca początkowo.

To jest te „parę trudniejszych momentów” na duchowej drodze. Zanim się nie nauczymy z czym to w ogóle jeść.

Praca z cieniem, jest w ogólności słabo wydeptaną ścieżką, ponieważ panuje tendencja do promowania „wyniesionych energii”, dlatego to jest trochę tak, z tymi „kwestiami cieniowymi”, jakby ktoś, kto nigdy nie jadł sushi wszedł do restauracji i poprosił „o chleb do tego” bo „bez chleba to on się nie naje”.

W pracy z cieniem czekają nas więc chwile, w których możemy popełnić kilka duchowych „faux pas” bo nieświadomość, to jest niekiedy, zwłaszcza początkowo (więc chwilowo) powiedzmy, że wymagający temat.

Momentami.

Głównie z tego powodu, że w procesie socjalizacji i edukacji – nacisk kładzie się na to, żeby pozostać możliwie nieświadomym wszystkiego lub być świadomym niczego (czyli, żeby chodzić na smyczy nieświadomości) i w przestrzeni publicznej, nie kładzie się najmniejszego nawet nacisku na świadomość.

Wszystko wymaga odpowiedniej perspektywy. Czasem takiej odjechanej filozoficzno-teologicznej „na wdechu”, a później na większym luzie. Paradoksalnie mądra praca z cieniem odblokowuje energię, radość życia i wiarę w głębszy sens tego wszystkiego.

W tym sensie, że SENS, rzeczywiście może przeważyć i wygrać bitwę. Ogólnie chodzi o to, żeby poprawić poniższe wyniki:

Praca z cieniem
Kadr z teledysku: Imagine Dragons – Radioactive

To jest praca nad tym, żeby sprawić, żeby to co jest nieświadome, stało się świadome.

Czyli żeby mogło być używane (do naszej dyspozycji) a nie żeby używało nas. Praca z cieniem nie jest o wyrzekaniu się siebie.

Jest o akceptacji siebie, bez udawania, że jest jakoś inaczej niż jest, co samo w sobie odblokowuje dużo energii.

Jeśli nie możemy znieść bólu, jaki przynoszą uczucia, próbujemy wyprzeć się połowy swojego jestestwa (…) czy LUSTRO odrzuca jakikolwiek obiekt znajdujący się przed nim? 

Życie to nie supermarket, w którym wrzucamy do koszyka starannie wyselekcjonowane emocje, a wszystko, co nam nie pasuje, odstawiamy na półkę. Nie ma sensu rozcinać życia i wyrzucać jego połowy. 

W trakcie terapii otwieramy się na wszystko, co życie przynosi, aż w końcu NIE MUSIMY JUŻ próbować zaakceptować siebie.

OTWIERAMY SIĘ na człowieka, którym od zawsze byliśmy.

Jon Frederickson, Kłamstwa, którymi żyjemy. Jak zmierzyć się z prawdą, zaakceptować siebie i zmienić swoje życie

Otwieranie się to proces.

Psychoterapia jest o akceptacji oczywiście, ale pamiętajmy, że wymuszona akceptacja to tortura. Nie ma większej tortury niż próba zaakceptowania czegoś na siłę. To jest jak z „wymuszoną wdzięcznością”.

Nie dość, że już samo wymuszanie czegoś na sobie, jest aktem agresji, to jeszcze się człowiek dodatkowo dręczy za to, że jest niewdzięczny.

Bez sensu.

„To jest jakie jest”.

Praca z cieniem jest o akceptacji wynikającej z rozumienia. Bo nawet nie ze „zrozumienia„. Nie wiem czy można psyche „zrozumieć”, można czuć instynktownie i nie robić sobie krzywdy psychicznej próbą zrozumienia.

Zrozumienie sugeruje jasny cel: żeby zrozumieć. A rozumienie sugeruje ciągłość procesu. Wykazywanie się zrozumieniem. I daje to szansę na cieszenie się (procesem i drogą).

– Muszę to „zrozumieć”
– To daj znać, w którym zakładzie dla obłąkanych cię odwiedzać

Cienie. Trudno jest to definiować. To mogą być albo wyparte części nas, takie, którym odmawiamy prawa do istnienia. I za które się katujemy.

Albo jakieś zestawy uczuć lub emocji, które w strachu przed ich przeżywaniem i odczuwaniem projektujemy na świat i ludzi lub wypieramy je.

Natomiast to co zostało wyrzucone poza nawias… nas samych, niezależnie będzie:

a) manifestować się w świecie zewnętrznym więc warto z tym pracować, bo zmieniając coś w sobie zmienia się wiele rzeczy „na zewnątrz”. Na przykład od praktyki nad rzeką, nie mam już wrażenia, że niektóre osoby mnie „prowokują”. Nawet mała zmiana w energii, może spowodować, że domniemani „prowokatorzy” przechodzą koło nas dokładnie tak, jak przechodzi się obok zupełnie nieinteresujących ludzi. Beznamiętnie.

b) drugą kwestią jest zyskanie świadomości tego „KTO patrzy, kiedy JA widzę” to nie pozwala może zwiększyć kontroli, ale trenuje umiejetność obserwowania i opanowywania różnych aspektów nas samych i można wtedy zacząć uwrażliwiać się na intuicyjne spostrzeżenia lub udzielać posłuchu pomocnym głosom wewnętrznym.

c) to co „poza nawiasem” będzie nie tylko cały czas domagało się naszego uznania, poprzez stawianie nam w życiu różnych barier. Ale będzie mogło działać poprzez nas i wpływać na innych ludzi – cała nieświadomość ma charakter kompensacyjny czyli i tak będzie domagała się prawa do wyrażenie siebie. Ma swoje cele, zadania i niestety swój scenariusz.

d) nie uznając w sobie pewnych cech, będziemy musieli zaprojektować je na innych. To jest ten schopenhauerowski „kejs” związków świata w umyśle i świata poza nim. Lepiej tworzyć swoją rzeczywistość, nieco bardziej autonomicznie.

Czego potrzebujemy w tych procesach

Czasem potrzebujemy dodać sobie trochę odwagi, czasem spokoju i lekkości. To ego ma tendencję to brania wszystkiego SUPER SERIO. Można przecież podchodzić do czegoś poważnie, a jednocześnie z lekkością.

Zawieszenie osądu. Kluczowe. Nie oceniasz siebie, tego co widzisz czy czujesz. Jedni widzą, inni czują. Inni widzą i czują.

A jeszcze inni i to jest zdecydowana większość nic nie widzą, i prawie nic nie czują. Pracują z cieniem np. poprzez praktyki duchowe, teksty mistyczne, jakieś notatki. I dobrze śpią. Lekkie procesy wewnętrzne. Odblokowują sobie sens i radość życia na luzie.

Ci, którzy to widzą, to żeby obniżyć napięcie np. o tym czytają i starają się to przekazać, żeby było łatwiej. Taki jest chyba cel: „objawiać” swoje cienie. Mimo niechęci i oporu.

Zauważasz i tyle. Czyli jest sytuacja lękowa, to tylko zauważasz: „oho, oto mam sytuację lękową„. Możesz się też ZADZIWIAĆ, te procesy głównie polegają na nie ocenianiu, i zadziwianiu się: „nieprawdopodobne„, „niesamowite„.

I naprawdę dobrze byłby móc z kimś o tym porozmawiać jednak, albo po prostu się wygadać. Osoby, z którymi warto rozmawiać wymienione są w tym filmie.

Podobnie jak książki, różne pomoce naukowe do pracy samodzielnej. Nie da się z tym pracować, jak się sobie samemu nie odpowie na pytanie PO CO? Po to, żeby mówić innym ludziom ładnie dzień dobry.

A przy innych milczeć.

Tak naprawdę to nie jest zbyt skomplikowane. Po przesłuchaniu tego przesłania kilka tysięcy razy 💆🏻‍♀️ odkryjesz:

Acha, mam nauczać jedynie Miłości!”.

To jest to samo przesłanie – wiele form o tej samej treści: „Nauczaj jedynie Miłości, ponieważ nią jesteś. Nauczaj jedynie Miłości, ponieważ nią jesteś” . – „Ojcze, co powinienem zrobić w tej chwili?” – „Nauczaj jedynie Miłości, ponieważ nią jesteś” . – „Czy mam pójść tutaj czy tam?” – „Posłuchaj Miłości, niech ona cię poprowadzi” .

tłumaczenie przekazu Jeszuy (Jezusa)
danego za pośrednictwem Jayema pt.: „Miłość uzdrawia wszystko”. Dostępna na drogamistrzostwa.pl

Nieważne przez co – ktokolwiek kto to czyta – obecnie przechodzi. Jak się klika we wpis o cieniach, to zakładam, że to może nie być „prime time” czytelnika.

W tych procesach, jeśli ktoś prowadzi nas za rękę, to jest to „ten cały Duch” (Spiritus Veritatis). Czyli Duch Prawdy. Duch Natury. Duch Święty. Nieważne. Zawsze jest jakiś Duch.

I to, że on prowadzi rzeczywiście za rękę, widać z perspektywy czasu. Wydaje się, że się błądzi i zupełnie się nie wie, co się właściwie robi, ale to jest jak po sznurku prowadzone. Jeśli jest decyzja.

Aż w końcu przestajesz prosić o chleb do sushi. Już wiesz, że tego się tak nie je.

Czasem ma się wrażenie, że się człowiek ze wszystkim w tej duchowości się „szarpie” – wynika to z braku umiejętności przywalania.

Przyzwalanie to jest coś się wypracowuje w toku rozwoju.

Duch Natury sobie wieje tak, jak mu pasuje. Na każdym etapie jednak, bezbłędnie: wskaże miejsca i ludzi, którzy są niezbędni, żeby pchnąć nas dalej lub zainterweniować, jeśli wymaga tego sytuacja:

  • Czasem może to być konieczność wyhamowania pewnych procesów, bo jest za dużo, za szybko, zbyt intensywnie. I to się wyhamowuje dość prosto mówiąc szczerze.
  • Czasem jest konieczność pokazania, że można odblokować następny poziom: do zejścia głębiej, tak żeby wyjść ze stagnacji czy utknięcia.
  • Czasem powie: wystarczy! Nie musisz czuć się źle z tym, że się mylisz, że się gubisz, że czegoś nie wiesz. Jeśli się gubisz, mylisz i czegoś nie wiesz to wspaniale, bo to oznacza, że wciąż żyjesz. Fajnie, co nie?

Muszę częściej używać zielonego koloru.

Zawsze ten teledysk poprawia mi humor.

Dobry etap w życiu, to jest taki etap i stan świadomości, że nic nie chcesz, ale jesteś gotowy na wszystko. To jest punkt niewymuszonej akceptacji. Punkt stabilności.

Praca z cieniem uświadamia, że życie nie polega na „dojściu dokądś”, „realizacji celu” czy na „jego odkryciu”, tylko ciągłym, nieustannym odkrywaniu.

I nie ma żadnego złego doświadczenia. Każde sprawia, że możemy się czegoś dowiedzieć o sobie, a samopoznanie zawsze jest na plus.

Bo nie wszystko co się dzieje „teraz”, jest na „teraz”.

Czasem coś jest na wtedy, kiedy będzie potrzebne. Bez presji z tymi cieniami.

Pokora. Pokora jest uznaniem swojej niedoskonałości, omylności, to jest nie bycie „ponad”. Pokora jest też warunkiem osiągnięcia emocjonalnej i duchowej dojrzałości.

zwróćcie uwagę, czy macie skłonność do unikania kontaktu wzrokowego i czy wasze ciało się wtedy trochę nie napina.

Jeśli tak, to zmień zdanie i przynajmniej przez chwilę nie odwracaj wzroku. Rozluźnij się (…) I ciesz się tym.

tłumaczenie przekazu Jeszuy (Jezusa)danego za pośrednictwem Jayema pt.: „Miłość uzdrawia wszystko”. Dostępne na drogamistrzostwa.pl

Pokora przed Bogiem. Bogiem w sobie. Nie w obrazie, rzeźbie czy budynku. Sadhguru nagrał kiedyś taki film, że Jezus to nie był taki „miły gość„. Potwierdzam.

Jeśli Jezus, miałby jakieś totemiczne zwierzę, to byłby to rekin. Na bank. Bo pełni bardzo szczególną funkcję w ekosystemie. I pełni ją z miłością.

Motywacja, wsparcie

W związku z faktem, że w pracy z cieniem jest dużo tarć wewnętrznych, to już sugeruje nam, że praca z cieniem jest głównie pracą samodzielną. Czyli jesteśmy sami. I to jest super, bo to jest oddanie „siebie” w swoje własne ręce.

Jak zmierzysz ze sobą, to kogo masz się bać? Zmierzyć się ze sobą, to nie znaczy „wygrać”. Nie można wygrać z własnym cieniem. Wyobraź sobie taką walkę, śmiesznie by to wyglądało.

On ma być siłą napędową, a nie destruktywną. Musisz iść do przodu.

Nie musimy też „widzieć” rzeczy w nieświadomości, kiedy świadomie podejmujemy jakieś kroki w swojej „normalnej” orientacji w świecie. Ten inny świat blednie i wtedy jest szansa na bardziej przejrzyste wglądy. Uświadomienie sobie cienia jest po to, żeby POWSTAĆ.

Praca z cieniem, która prowadzi do integracji wewnętrznej jest głównie pracą na powierzchni życia. Trzeba się zmotywować, pozytywnie do tego podejść (do życia w ogóle).

Jakby ktoś potrzebowałby motywacji, pocieszenia to Denzel mnie ostatnio prześladuje, ale mądrze mówi, dla mnie to jest też definicja używania „tego wszystkiego” do wzrostu.

2 minuty wystarczą, żeby złapać klimat.

You must love yourself fiercely. To make a mark of this world. To TRULY LIVE and NOT JUST EXIST. (…) Stop the cycle of SELF HATRED. STOP BEATING YOURSELF DOWN!
Lift yourself UP. Do something.

Zawsze jak piszę w formie męskoosobowej np. w tym tekście „czym są cienie w świetle światła„: „musisz podjąć decyzję”, „rozpieprzyłeś się na części”, i używam formy męskoosobowej, to piszę to do Animusa i liczę, że pewne siły w tym istnieniu zaliczą mi to jako „objawianie”.

Dusza daje wybór.

Praca z cieniem – odblokowanie energii

Praca z cieniem odblokowuje też bardzo dużo energii, bo wypieranie (złości, gniewu, seksualności, pragnień, miłości, nienawiści, lęków) wymaga nieustannych nakładów energii, żeby utrzymać prawdziwe uczucia i emocje w stanie wyparcia.

Co siłą rzeczy wpływa na nasz dobrostan psychiczny. Nie wypierając, nie wyrzekając się tego, innymi słowy: będąc z tym, obserwując jesteśmy bardziej żywi. Bardziej odważni.

Energię tych uczuć używamy do własnego wzrostu.

Większość ludzi ma w wyparciu wszystko… „siebie samych” na przykład. Wpis „Czym są cienie w świetle światła…” jest jedynie ilustracją trudności jakie narzuca nam „praca z cieniem” a jest to czasem właśnie konieczność nie ulegania porywom tego, co byłoby czysto osobowe.

Innymi słowy nie granie roli marionetki w rękach mitycznego erosa. Jeśli wiemy, że byłby to jeden z 8 sposobów na złagodzenie niepokoju.

To jest trudne, jeśli seksualność nie jest wyparta.

Nie wchodzenie w żadne gry. Powiedzenie sobie samemu: nie gram w to. Manifestacja: prawdy, wolności i miłości. To jest to samo. Synonimy.

Praca z cieniem to siła napędową procesu stawania się całością. Budowanie dojrzałej, pełnej osobowości, którą mamy pod swoim własnym butem. A nie ona nas.

Żeby tak się stało, trzeba tę psychostrukturę nieco osłabić. I to się tak odczuwa „jakby to bolało”, ale to jest psychiczny kompleks, który hegemonię zdobył w toku walki z innymi kompleksami. I tyle. Nie identyfikować się z tym.

I to chwilami, może dawać taki efekt somatyczny, jakim jest konieczność utrzymania skóry przy kościach, ale to jest chwila. Do wytrzymania.

Amoralne pragnienia

Śliski temat w pracy z cieniem, ale mam fajny cytat.

W sobie tylko różnicę tę od innych widzę, że umiem poznać prawdę, a fałszem się brzydzę. (…) sprawić się nie uda, by sympatię w mych oczach zyskała obłuda.

Molier, Świętoszek

Podobne wpisy