||

Osobowość maniczna i wytrzymywanie napięcia

Związek energii magicznych z 6 Listem

Temat energii manicznych bardzo łączy się z Listem 6 z Nowych Listów Jeszuy, ponieważ w przeciwieństwie do wielu innych treści mistycznych – Jezus proponuje, aby uzdrowić nie tylko lęk oddzielenia (od Boga) ale proces Listu ma uzdrowić samo oddzielenie.

🫢😮

Erik Erikson uważał, że wielu ludzi, mimo że deklaruje, że „wierzy”, to w praktyce tchnie nieufnością zarówno do życia i drugiego człowieka.

Nie chodzi więc o samą „wiarę”, a żywe doświadczenie. Celem psychoterapii jest – przypominam – odbudowanie zaufania do życia. Że to ma sens.

I to również postuluje List 6 – żywe doświadczenie Boga (życia) – a Boga nie poznasz inaczej niż w geście, czynie i w drugim człowieku.

Nie opieram na tym co Jayem w warstwie słownej przekazuje, bo treści mistyczne są formułowane tak, żeby ominąć opory osobowości. I uważam, że Jezus jest … geniuszem. Tak zamieszał w tym Liście.

To, co „zepsuł” jeden człowiek (nie zepsuł formalnie, po prostu podyktował skrypt), może naprawić tylko inny człowiek (odwrócić przeznaczenie, wyciągnąć ze skryptu).

Przypominam, że chodzi o odzyskanie autonomii. A oświecenie to po prostu bardziej twórcze i radosne życie – z większą ilością opcji do wyboru. Lub jakimkolwiek wyborem 😒

W Kursie Cudów Jezus próbował przekazać, że:

gdy tylko zrównujesz siebie z ciałem, zawsze doświadczasz depresji. Kiedy dziecko Boga myśli o sobie w ten sposób, wówczas umniejsza siebie i widzi swoich braci podobnie pomniejszonych. Ponieważ może odnaleźć SIEBIE tylko w NICH, (tym samym) ODCINA SIEBIE od zbawienia.

kurs-cudow.pl

Odnośnie Kursu Cudów, Jezus mówił o informacjach, które „nie mogły być im dane i przekazane”, a w środowisku, które zgromadziło się wokół Kursu pewne aspekty ludzkiej natury zostały – nomen omen – wyparte.

I to nie są te „szokujące prawdy”, że werbalizujemy różne seksualne zachowania. Z tym chyba już się wszyscy pogodziliśmy.

Przekazy Drogi Mistrzostwa natomiast przechodzą przez Jayema, a każdy kanał Jezusa ma jakieś swoje ograniczenia, które narzuca osobowość. Teoretycznie Jezus może „mówić” co mu się podoba, praktycznie tak nie jest – jak sam stwierdził.

Czyli nie wszystko można przekazać. Wychodzi na to, że przez różne osoby, faktycznie różne rzeczy można mówić. Ja nie dostaję żadnych przekazów… ale lubię sobie przekazy innych zestawiać z wiedzą analityczną i psychiatryczną. I szukać pewnych jakości w sobie.

I obserwować dialogi wewnętrzne.

Jedyne ograniczenie jakie mam podyktowane jest zdrowym rozsądkiem.

Nie wiem jak dobry jest Jayem „w relacje”, ale Droga Mistrzostwa dehumanizuje uczucia między ludźmi, może więc nie jest najlepszy. A może jest świetny. Nie wiem.

Tego dehumanizowania uczuć między ludźmi nie ma w Kursie Cudów, wiec mimo, że Helen nie była gotowa na przyjęcie informacji w pewnym zakresie Jezusowi widocznie udało się coś „przemycić”.

Przypominam, że nie była gotowa, a jednak była psycholog kliniczną i badawczą. Ten brak gotowości nie przestaje mnie zadziwiać.

Jezus w Liście 6 podkreślił rolę człowieka w dziele zbawienia … drugiego człowieka. I myślę, że nie chodziło mu to, żeby po prostu kogoś „przelecieć”.

Choć dużo czasu Jezus poświęca zstępowaniu, to jest to łatwa część i mądre posunięcie związane z karmieniem demona/demonów.

Faktycznie oddaje część energii wydatkowanej na wypieranie (oszukiwanie). Tylko, że to jest takie typowo „freudowskie”.

Fakt faktem przywraca to zdrowie psychiczne.

Jeśli Bóg ma zapłonąć w ludziach (to jest już jungowskie, mistyczne) to jest wręcz logiczne, że drugi człowiek jest potrzebny do czegoś, bo odcinanie siebie od drugiego, odcina nas tym samym od zbawienia.

„Przestrzeń” to tylko słowo wymyślone przez kogoś kto boi się być zbyt blisko.

Nie wiem czy Jezusa zbawił krzyż 🤔 Myślę, że to była spektakularna historia, po to żebyśmy o niej mówili. Ostatecznie idea śmierci i odrodzenia nie pojawia się tylko w mitologii chrześcijańskiej.

Wiele treści opartych na micie mówi, że nawet kiedy się „umrze” za życia, i tak trzeba nauczyć się znać i kochać życie, które darmo zostało dane. Czyli samo doświadczenie śmierci w nieświadomości widocznie niewiele zmienia.

Świat obiektywnie istniejący pozostaje w takim przypadku taki sam, jak był, ale w wyniku przesunięcia akcentu postrzegany jest tak, jakby został zmieniony. Tam, gdzie poprzednio walczyły ze sobą życie i śmierć, teraz ukazuje się jasno byt, który przetrwał, (…) 

(kathodos i ánodos), które łącznie składa się na całość objawienia, jakim jest życie, i które jednostka musi znać i kochać, jeśli ma zostać oczyszczona (katharsis = purgatorio) ze skazy grzechu (nieposłuszeństwa wobec woli boskiej) i śmierci (utożsamienia ze śmiertelną formą). „Wszystko się zmienia, nic nie umiera.  Duch wędruje

przybywa raz tu, raz tam i zajmuje taki kształt, jaki zechce […] Bo tego, co niegdyś istniało, już nie ma, a to, czego nie było, stało się; i tak znowu przemija cały cykl ruchu” . „Tylko ciała, w których mieszka ta wieczna, niezniszczalna, niepojęta Istota, mają kres

Joseph Campbell, Bohater o tysiącu twarzy

Można to przyrównać do Świętej Chwili z Kursu Cudów.

Hillman pisał dajmonicznej spuściźnie, która jest błogosławieństwem i przekleństwem. A Jung, że w bagnie nieświadomości kończymy właśnie wtedy kiedy odrzucamy swoją wyjątkowość. A Berne, że tylko stan Ego „Ja Dziecko” może kochać. A tam zaszył się demon.

Kogo Jezus chce jednać? A właśnie.

Więc nie wiem czy Jezusa zbawił krzyż czy jednak miłość do Marii Magdaleny była czynnikiem kluczowym. On ją kochał. Tak to widzę. Odnalazł siebie w niej i PRZEZ TO nie odciął siebie od faktycznego zbawienia, pozostając jedynie w swojej skryptowej „krzyżowej” historii.

I dlatego zapewne dwa tysiąclecia później przekazał to w Kursie Cudów.

Jego skryptem była śmierć męczeńska, ale Maria Magdalena była, zdaje się, że jego autonomicznym wyborem. Pisze „zdaje się” bo to spekulacja.

Eric Berne nie był kanałem, ale jego osobowością maniczną był prawie na pewno Jezus. Berne jako osobowość zgromadził wystarczającą ilość danych i doświadczenia – był psychiatrą, inteligentnym człowiekiem – a takim ludziom naprawdę trudno przyjąć coś wyłącznie na „wiarę”.

Wiedział więc o czym jest ten proces, o budowaniu zaufania do innej istoty ludzkiej. To przełamuje skrypt. To zbawia.

Przypominam: opór i przeniesienie należą do najpotężniejszych sił emocjonalnych.

Jung podejmuje następującą refleksję:

Zagrożenia związane z ucieleśnieniem Mana

Przypominam, że Bóg według Junga nadał człowiekowi boską rangę, natomiast zagrożeniem w ucieleśnianiu boskości czy energii manicznych jest to, że są istotnie fascynujące – ale też znacznie większe i szersze, niż standardowa osobowość. Czyli „zwykłe ja’.

Pokusa utożsamienia się z nimi i zabawa w nadczłowieka jest ogromna. Tak samo jak ogromny jest lęk przed spotkaniem z tą energią.

Celem indywiduacji jest jedynak bycie prawdziwym człowiekiem, a nie „nadczłowiekiem”. To właśnie krok, którego nie mógł zrobić Zaratustra.

Człowiek, który ulega osobowości czy różnym osobowościom manicznym może wpaść w rodzaj megalomanii, jak to stało się z panem Nietzsche, który utożsamił się ze swoją osobowością maniczną, nie rozróżniając siebie w stopniu wystarczającym (who is who).

Trzeba być czujnym.

Nie chodzi o to, żeby być naczyniem „jakiejś postaci” tylko, żeby to, co ta postać przekazuje włączyć w siebie. Szukać w sobie tych JAKOŚCI, bo one są w ludziach. Trzeba je odkopać.

Czyli dążymy do bycia „sobą”, do odkrywania siebie. Ponieważ te wszystkie energie przebywające w formie bezcielesnej chcą nauczyć Ludzkość czy też przypomnieć pewne Prawdy. Odbudować zerwane pomosty ze swoimi ideami.

Moc numinalna to coś, co jak sądzę, w tym całym „Planie Pojednania” jest ważne ale jest też ryzykowne. Z jednej strony, ten, kto posiada tę moc, może wywierać magiczny wpływ na ludzi, z drugiej ryzykuje taką inflacją osobowości, że istnieje zagrożenie, że się … z nikim nie dogada. Ludzki mózg, to nie to samo co Umysł.

Mówiąc wprost grozi to chorobą psychiczną. Tak dobrze zabezpieczona jest gra.

A Prawda Królestwa jest przeciwieństwem zasad jakimi operuje się na ziemi. A dobrze być rozumianym. I dobrze mieć wyważony pogląd na świat… skrajności nie są dobre. Umiarkowanie we wszystkim.

Te energie jednak mają taką siłę, i są tak cholernie zdeterminowane do odbudowania zerwanych przez ludzkość pomostów ze swoimi ideami, że przestają się „bawić” w przebudzenie ludzkości, tylko zaczynają tę ludzkość budzić.

Wprost każą więc wybrać ołtarz przy którym się służy.

Na mocy wolnej woli należy więc wybrać – przy którym ołtarzu się służy jako OSOBOWOŚĆ. Widocznie nastał taki czas, żeby opowiedzieć się po konkretnej stronie. Wybrać pokój. Ego dokonuje projekcji. Duch Święty rozprzestrzenia.

Natomiast Duch… w poglądzie kwartetycznym:

Duch Święty jest pogodzeniem przeciwieństw, a tym samym odpowiedzią na owo cierpienie bóstwa, które uosabia Chrystus (…) Chrystus zgodnie z poglądami gnostyckimi ma swój cień, z którym się urodził (…) Człowiek jest właściwie mostem przerzuconym nad przepaścią dzielącą „ten świat” (…) od królestwa niebiańskiej Trójcy św. Dlatego ZAWSZE nawet w czasach bezwarunkowej wiary w Trójcę szukano – od greckich neopitagorejczyków po Fausta Goethego – utraconego CZYNNIKA CZWARTEGO.

C.G. Jung, Archetypy i symbole. Pisma wybrane, s. 207

Przypominam paradoks duchowości – KSIĘŻYC cały jest CIEMNY i nie ma stron, a jedyną rzeczą, która sprawia, że wygląda jasno jest SŁOŃCE. Jezus jak sądzę (staram się go zrozumieć) chce ten pomost przerzucić.

Ale trzeba wiedzieć, szczególnie w kontekście Listu 6:

Żeby jednak seks mógł zespolić w odpowiedzi na potrzebę egzystencjalną musi wyjść poza czysty instynkt czy potrzebę ego (organizmu). Niewłaściwie zorientowane doświadczenie seksualne, już po krótkim czasie wzmaga poczucie izolacji i potęguje wrażenie samotności, stanowiąc niejako protezę dla intymności w pozornym połączeniu.

Erich Fromm pisał, że „akt seksualny, w którym brak uczucia, nie może przerzucić mostu nad przepaścią dzielącą dwoje ludzi, chyba że na bardzo krótki czas”.

https://neurotyk.blog/jeszcze-niepokoj-czy-juz-nerwica/

A Jezus chce to zrobić trwale. Albo na bardzo długi czas. To jest List o Miłości. Zstąpienie tak, niezbędne. Bo oszust nie może kochać, ale ogólnie to jest o Miłości. Jezus chce doprowadzić do Pojednania, alchemicznego połączenia, a tu nie może być mowy o przepaści.

Wyzwania

Wyzwania są dwa. Z jednej strony uległość w stosunku do osobowości manicznej grozi nie tylko chorobą psychiczną, ale świadczy też o niskim poziomie indywidualnej świadomości, która to świadomość nie jest w stanie udźwignąć treści nieświadomości i włączyć ich w standardową osobowość (tak się dzieje jeśli następuje przejęcie kontroli nad zachowaniem przez archetyp).

Jeśli ktoś „słyszy Jezusa” albo jest nim jakoś szczególnie zachwycony, to tylko dlatego, że na danym etapie niemożliwe jest włączenie w daną osobowość pewnych Jego cech.

Jezus więc robi wszystko, żeby włączyć Jego przekonania w osobowość.

PRZYPOMINAJĄC, że to są w ostatecznie NASZE zapomniane PRZEKONANIA, a nie Jego.

Przekonania Syna. On chyba przypomina, że się jest dokładnie takim samym synem jak On. „Być posłusznym sile ciążenia” to ulec swojej duszy, a w monecie krytycznym posłuchać innego głosu. Wybrać Miłość, a nie Lęk.

Żeby ten proces się udał, należałoby sobie faktycznie urwać głowę.

Celem nie jest więc zasłanianie się Jezusem czy innymi Mistrzami, tylko takie ucieleśnienie tych energii, żeby powiedzieć sobie „tak, to jestem ja, to są MOJE PRZEKONANIA i zgodnie z nimi postępuję”.

Wtedy się już nie „zwala” niczego na nikogo… ani na Jezusa, ani diabła… tylko się bierze odpowiedzialność ZA SIEBIE, NA SIEBIE.

Dlaczego to momentami wymagający proces?

Sam proces oczywiście odkleja ego od identyfikacji z personą (czyli osobowością społeczną) ale ego musi zdecydować do czego chce się „przykleić” lub musi się poddać prowadzeniu czy też działaniu instynktownemu paradoksalnie zachowując siebie przy jednoczesnym pogłębieniu dialogu z psychiką potencjalną.

Pozwalając sobie na działanie instynktowne.

Cóż za przypadek, że zaufania do zdrowego instynktu samozachowawczego uczy Barbara Andrusikiewicz-Korenfeld, bo konie, są ogromnym wsparciem w procesach przemiany wewnętrznej.

To ważne dla utrzymania stabilności całego systemu, bo „zindywidualizowane ego czuje się jak PRZEDMIOT nieznanego i NADRZĘDNEGO podmiotu” dlatego, że Jaźń jest dostępna, ale tylko doświadczeniu wewnętrznemu i – według Junga – jako cel, jest również postulatem etycznym. Natomiast etyka, nie jest jakąś szczególnie mocną stroną Ludzkości. Pojmowania błędnie od … zawsze chyba.

Jedynym wyjściem zachowania względnej normalności oraz dobrego kontaktu z rzeczywistością społeczną jest uświadomienie sobie tego, co wypływa z nieświadomości w normalnego siebie czyli w osobowość, co nie jest w efekcie niczym szczególnie „spektakularnym” i nie czyni z nas nikogo wyjątkowego, choć Ego uwielbia wyjątkowość wszelkiego rodzaju.

Cel to bycie mniej godnym pożałowania niż cała reszta, powiedziałby Berne. Czyli jest się nieco zapgrejdowaną wersją siebie samego, ale to jest tyle. Bycie „zwykłym sobą” bez udawania.

W „duchowości” jest szczególne wyzwanie – zauważyć można, że wszyscy chcą łączyć się ze swoim „Wyższym Ja”, zapominając, że to niższe ja, musi być wystarczająco ogarnięte, żeby móc zrobić z tego połączenia naprawdę sensowny użytek.

To „niższe ja” ma się przemienić.

Łączenie się z Ja nieoddzielonym

Łączenie się z ja „nieoddzielnym” czyli tą częścią, która pozostała nieudzielona od Boga – doprowadza w początkowych etapach do (poważnej) utraty równowagi psychicznej i ta utrata równowagi jest CELOWA:

Ta utrata równowagi jest jednak celowa ponieważ ona to za pomocą autonomicznego i instynktownego działania nieświadomości doprowadza do ustalenia NOWEJ równowagi, POD WARUNKIEM, że ŚWIADOMOŚĆ zdoła przyswoić treści wytworzone przez nieświadomość. Celem procesu indywiduacji jest SYNTEZA obu aspektów psychiki: świadomego i nieświadomego.

C.G. Jung, Archetypy i symbole. Pisma wybrane, s. 27

Ego to BOHATER procesu indywiduacji, ale Jaźń jest silniejsza od Ego więc dosłownie jest tak, jak pisał Jung czyli powtórzmy: „zindywidualizowane ego czuje się jak PRZEDMIOT nieznanego i NADRZĘDNEGO podmiotu”.

Dlatego indywiduacja jest tak trudna, wymaga poddania się prowadzeniu, a Ego lubi czuć się jak SPRAWCA a nie WYKONAWCA. Tylko, że tak się składa, że Ego chyba zawsze jest WYKONAWCĄ… pytanie tylko czyjej woli.

Na razie tak to widzę… może kiedyś zmienię zdanie.

Ludzie mówią o „świadomości” w superlatywach, nie pochylając się wystarczająco nad kwestią KLUCZOWĄ, tj. jeśli świadomość została uwięziona przez Ego i stało się to na wyraźne życzenie świadomości (ducha) – a tak musiało się stać na mocy wolnej woli, której Bóg podobno nie odbiera – to jedną kwestią jest więc odzyskanie świadomości, co jest tylko obudzeniem się ze snu o „Ja osobowym”, a następnie PRZEMIANA tej świadomości.

Zdaje się, że coś nie halo, jest właśnie ze świadomością…

nie możesz opierać się na swych własnych ideach, by cokolwiek pojąć. Właśnie to jest początkiem mądrości. Bo jeśli nie możesz polegać na sobie, to co zrobisz? Mógłbyś spróbować popełnić samobójstwo, ale wówczas jedynie pozbędziesz się pewnego ciała, ty zaś pozostaniesz.

NIEBO NA ZIEMI – PRZEKAZ JESZUY, drogamistrzostwa.pl

Przypominam jaka część się „przemienia” i jaka część wraca do domu Ojca. Synteza światła i cienia. Rozpoznanie ciemności i odrodzenie.

Demon ma moc numinalną i wolną wolę. Więc kiedy Jezus pyta: „pomożesz?” to on może zdecydować, będąc świadomym, że musi się pozbyć potrzeby bycia rozumianym i lubianym.

Księciem tego świata jest – jak wiadomo diabeł – który „nie istnieje”, bo w intelektualnym pojedynku na argumenty dotyczącym zasadniczych Prawd o świecie i naszym istnieniu (Campbell i Moyers) pada całkie wyraźne „to jestem ja„.

Ale już uznajmy, że tak w „duchowości”, jak i w „szpitalach psychiatrycznych” każda próba samodzielnych, własnych przemyśleń nazywana jest INTELEKTUALIZOWANIEM. Campbell i Moyers powinni się więc „leczyć”.

Krytyczne myślenie napotyka każdorazowo na ostry sprzeciw ze strony społeczeństwa. Należy to, mówiąc krótko: olać.

Niezależnie demon, tak musi sobie zorganizować na Ziemi czas, żeby nie mieć czasu na gry i dostatecznie wiele PRZYZWOLEŃ.

Przecież to on wraca do domu. Słowa, które śpiewa artysta to jest jak „spowiedź demona”, ściągnięcie maski. Czysty duch. Świadomość.

Oczywiście za tego typu „jazdy ze sobą” odpowiedzialna jest trauma. A trauma w ujęciu chrześcijańskim to 4 pokolenia do tyłu (grzech pokoleniowy), a w ujęciu Berne pięć pokoleń.

W ujęciu filozoficznym nie chodzi o winę, a odpowiedzialność. Fantastycznie, że jest tak wielu odpowiedzialnych ludzi. Czasem się bierze na siebie sporo, ale to są tylko krótkie momenty, a każdy dostaje tyle ile jest w stanie unieść. Jeśli ktoś w tym wspiera widocznie jest to całe KRÓLESTWO NIEBIESKIE.

Przez to jak zbudowana jest struktura osobowości, komunikacja międzyludzka istotnie nie jest możliwa. Doktor Ramanii ekspertka od narcyzmu, psycholog kliniczna mówiła, że każda osobowość ukrywa w sobie coś bardzo brzydkiego, dwa lata temu nie wiedziałam o co jej chodzi.

Ostatecznie, jak się to coś bardzo brzydkiego zobaczy, to jest to motywujące. On nie jest brzydki tylko niedotknięty światłem…

Komunikacja nie jest możliwa, dlatego, że one cały czas robią uniki. Dają KLUCZOWE IMPULSY w teatrze karmicznym, ale są trzy wyjątki:

  • komunikacja między matką i dzieckiem, jeśli ta jest w stanie zawiesić moc programowania skryptowego w najczulszych momentach intymności między sobą a dzieckiem.
  • komunikacja między kobietą i mężczyzną w akcie intymności (miłości). Bo miłość uzdrawia lęk więc demony (Berne).
  • komunikacja według Jezusa, który w Drodze Sługi mówi, parafraza, że mistrzostwo komunikacji można osiągnąć niezależnie, ale wtedy kiedy przynajmniej jedna osoba, weźmie na siebie odpowiedzialność i uzna, że żadna ze stron tak naprawdę niczego nie wie.

W „duchowości” ludziom się często wydaje, że coś wiedzą. Jung dokładnie na to zwracał uwagę, że nigdzie indziej jak w tych środowiskach psychologów, przewodników, terapeutów nie ma takiej ilości fantazji na własny temat. Bo im się WYDAJE, że coś WIEDZĄ.

Nic nie wiecie. Ja też.

Berne w kwestii Miłości wieszczył nadzieję, jedynie dla poszczególnych przedstawicieli gatunku ludzkiego. Rozumiejąc, że pozbawienie ludzi gier może pogrążyć ich w trwałej rozpaczy.

Pozbywanie się gier zawsze powoduje rozpacz. Chodzi tylko o to, żeby nie była to rozpacz trwała 😉

Jezus natomiast… nie wiem czy on zaczyna tracić wiarę w Ludzkość ale … każdy ma swoje granice.

Przymusowi (ananke) i niewiedzy (agnoia), trzeba przeciwstawić episteme – ZROZUMIENIE.

Ego pozostaje w takim stosunku do jaźni, jak czynnik bierny do aktywnego ponieważ „decyzje determinujące, których źródłem jest jaźń, mają szeroki zakres i są silniejsze od Ego„. (Jung)

Poddanie 😒

Niektórzy w duchowości kiedy mówią o Jaźni, to jakby mówili o jakiejś świętości. Ale skoro Jaźń jest źródłem Ego 👹😇 to faktycznie jest ona transcendentalna (dobra i zła jednocześnie więc jeśli coś jest dobre i złe w takim samym stopniu to jest neutralne). Odnoszę wrażenie, że nikomu nie podoba się to, co proponuje Jezus Listem szóstym, a mianowicie:

Aby doszło do przemiany konieczne jest ześrodkowanie się na centrum… Człowiek musi się przy tym wystawić na zwierzęce IMPULSY NIEŚWIADOMOŚCI, nie utożsamiając się z nimi i nie uciekając od nich

MUSIMY TRWAĆ NA SWYM STANOWISKU, co, naturalnie oznacza często napięcie prawie nie do zniesienia.

Dopiero jednak wytrzymując to napięcie możemy doprowadzić do przemiany psychiki (…) w ten sposób powstaje świadomość, która nie jest już uwięziona w drobiazgowym, przewrażliwionym osobistym świecie „ja”, ale uczestniczy w obszerniejszym świecie obiektywnym. (…)

Taka odnowa osobowości jest stanem subiektywnym, którego realności nie można stwierdzić, za pomocą żadnych zewnętrznych kryteriów; każda próba opisania lub wyjaśnienia tego stanu jest SKAZANA NA NIEPOWODZENIE i tylko ten kto sam go doświadczył, zdolny jest pojąć i poświadczyć jego realność.

C.G. Jung, Archetypy i Symbole. Pisma wybrane, s. 27

Polecam treści Drogi Przemiany, dostępne na stronie drogamistrzostwa.pl Wspaniała przygoda.

Podobne wpisy