„no ale… to … nie da się nie grać”

Gry pozytywne i destrukcyjne

Wybór dotyczący tego, co można robić na Ziemi jest rzeczywiście ograniczony. Gry są najpopularniejsze i większość ludzi idzie na kompromis gier wszędzie gdzie to możliwe.

W AT to podejście się zmieniało i nie dotyczyło tyle grania lub nie grania, tylko charakteru gry. W oryginalnej teorii Berne dzielił gry na destrukcyjne i konstruktywne (pozytywne).

Jeśli uznamy, że odzyskiwanie świadomości dla większości ludzi jest przerażające, to zawsze można grać w gry pozytywne, jak:

Np. „Pracowite wakacje”, „Filantrop” albo „Szarmancki”.

W tą ostatnie grę chętnie grają starsi mężczyźni, którzy nie odczuwają już silnej presji seksualnej. Lub młodsi mężczyźni autentycznie zadowoleni ze swojego życia, małżeństwa czy związku.

I w tej grze np. chodzi o to, żeby kogoś po prostu skomplementować. I bardzo to … miłe. Z drugiej strony szczery komplement … to chyba nie gra. Nie wiem, podejście się … zmieniało.

W pozycji „Analiza transakcyjna dzisiaj”, Vann Joines i Ian Stewart postawili tezę, że gry bez względu na ich charakter są wyłącznie negatywne (co nie znaczy, że są destrukcyjne), bo np. pracoholik nie może się cały czas się odczuć migać i ta gra może być w efekcie destrukcyjna. Nie można cały czas chodzić w masce.

Powyższym sensie może faktycznie chodzi o to, żeby nie uciekać „jak przed zarazą, przed byciem samemu ze sobą”.

Żeby nie grać trzeba też osiągnąć jakiś sensowny punkt równowagi – między miłością a nienawiścią. Człowiek, który potrafi kochać, potrafi też nienawidzić. Kochają ludzie, którzy są w pełni ludzcy.

– „A we mnie nie ma takiego paskudnego uczucia”.

A we mnie jest. Świadomość własnych uczuć daje więcej możliwości wyboru. Albo jakikolwiek wybór. Choćby w stosunku do tego pod wpływem jakich uczuć działamy.

Trzeba rozumieć, że wszystkie gry służą ochronie przed intymnością. Stawianiu bariery. Np. gra w „Alkoholika” jest destrukcyjna z definicji a zewnętrzną korzyścią psychologiczną z gry jest właśnie unikanie intymności seksualnej i innych jej form.

Innych jej form. Większość ludzi, których znam i którzy grają w „Alkoholika” uprawia seks, ale taki, który z intymnością nie ma nic wspólnego.

Bardzo niewiele osób, jest w stanie spełnić warunki do przeżywania prawdziwej intymności międzyludzkiej. Kojarzymy się w pary z ludźmi, którzy grają w podobne lub takie same gry.

Uczucia autentyczne

Czy istnieją uczucia autentyczne? Bawi mnie ten fragment niezmiennie, „uczucia autentyczne” są częścią gry terapeutycznej, która nazywa się „Cieplarnia”.

Świeżo upieczeni absolwenci żywią często przesadny respekt dla tego, co nazywają „autentycznymi uczuciami”. Wyrażenie takiego uczucia często poprzedzone jest uroczystą zapowiedzią.

Po zapowiedzi młody absolwent opisuje je, czy raczej prezentuje grupie w taki sposób, jak gdyby był to rzadki, delikatny kwiat, wymagający szczególnej opieki.

Reakcje pozostałych uczestników traktuje bardzo uroczyście, a oni sami przybierają pozę znawców okazów botanicznych. Mówiąc językiem analizy gier, problem polega na tym, czy jest to dostatecznie dobre uczucie, by zasługiwało na publiczną prezentację na Narodowym Pokazie Uczuć.

Jeśli terapeuta wyrazi jakąś wątpliwość, może to być przyjęte, jak gdyby był on niezdarnym gburem maltretującym delikatne płatki egzotycznej i cennej rośliny. Terapeuta naturalnie wie, że aby zrozumieć anatomię i fizjologię kwiatu, trzeba czasem zrobić jego sekcję.

Eric Berne, w co grają ludzie, s. 117

Nawet grę w „uczucia autentyczne” trzeba przerwać, bo wtedy klient będzie miał tylko „doświadczenie terapeutyczne”. A musi w końcu … pozbyć się złudzeń.

Antyteza. Antytezą konieczną do osiągnięcia postępu w terapii jest ironiczne podejście do obserwowanego zjawiska. Jeżeli pozwoli się na kontynuację gry, może ona trwać przez lata w niezmienionej formie, po czym pacjent może sądzić, że przeżył „doświadczenie terapeutyczne„, w trakcie którego „dał upust swej wrogości” oraz nauczył się „swobodnie wyrażać swoje uczucia” w sposób dający mu przewagę nad mniej szczęśliwymi kolegami.

Tymczasem w rzeczywistości mogło nie zdarzyć się tam nic istotnego i z pewnością czas ten nie został przez niego maksymalnie wykorzystany.

Eric Berne, w co grają ludzie, s. 117

Podobne wpisy