Doświadczenie ego… z tego wynika cała reszta
neurotyk.blog
blog tylko dla neurotyków
Dlaczego warto zainteresować się Listem 6
Jezus obiecuje, że Jego celem jest to, żeby tak poprowadzić proces „abyś nie potrzebował żadnego Nauczyciela„. Innymi słowy, znaczy to tyle, że przynajmniej „wersja Jezusa” z tego Listu jest najbardziej Bernowska.
Właściwie oni mówią to samo. Berne też wspominał coś o „powrocie do kwatery głównej„.
Autonomia jest celem Listu. Oddanie człowiekowi wolności jest celem Listu. Spójność, integracja składowych osobowości, rozwój świadomości, spontaniczności, intymności.
Szukał ktoś kiedyś wolności?
Wolność jest negatywnością. Dzięki wolności w świat człowieka wkracza jakieś NIE.
Człowiek jest istotą, która może protestować, może się BUNTOWAĆ przeciwko temu, co zastane.
Wolność jest SIŁĄ, która protestuje przeciwko rozmaitym formom zniewolenia.
Człowiek jest istotą dramatyczną, to znaczy jest kimś, kto bierze udział w jakimś dramacie. Istotą dramatu jest to, że dzieje się on w perspektywie jakiegoś dobra i zła.
Dramat może zakończyć się tragedią albo zwycięstwem człowieka. Wolność jest wolnością w perspektywie zwycięstwa lub w perspektywie tragedii. Ale cóż znaczy wolność? Słowo to nie jest jednoznaczne.
Józef Tischner, Filozofia człowieka. Wykłady
Według Berna człowiek autonomiczny to znaczy tyle, że … jest mniej godny pożałowania niż cała reszta. Serio, to jest tyle co można osiągnąć. I według Berna to już jest bardzo dużo.
To jest AŻ TYLE. Masz „więcej możliwości wyboru”. Albo masz jakikolwiek wybór.
To jest SERIO, DUŻO.
Pokaż samej sobie, że potrafisz iść własną ścieżką. Bez niczyjej łaski, bez zlitowania. Tak samo jest w walce. Nie będzie łaski. Nie będzie zlitowania. Ty albo on. Daj z siebie wszystko albo uciekaj. Walka to wolność.
Andrzej Ziemiański, Achaja – t.1
Mężczyźni świadomość odzyskują. Kobiety WYWALCZAJĄ. Zaczynam powoli rozumieć o co chodzi.
Ale jeśli pójdziesz przeciwko stu i powiesz sobie: „Ja wybrałam! Wiem, że to śmierć, wiem, że to zatracenie, ale robię to dla siebie”. WTEDY w walce jest wolność. Po tej, czy po tamtej stronie życia — wszystko jedno! Możesz umierać w poniżeniu, sama, niezdolna odgonić psów, które na ciebie szczają, ale to jest wolność.
Nikt nie powiedział, że wolność jest łatwa, że tania jak postaw sukna, że można ją mieć jak dziwkę za dwa brązowe w burdelu. Ale można ją mieć. Tylko nie patrz na innych. Zobacz samą siebie we własnych oczach.
NIGDY NIE PATRZ NA INNYCH.
Wolność to ty, kotku. Tylko ty!
Andrzej Ziemiański, Achaja – t.1
Kici, kici… jak do SPŁOSZONYCH KOTÓW.
Jeśli ktoś ma z tobą problem
„Ci którzy mówią prawdę są znienawidzeni.” Pozbycie się potrzeby bycia lubianym. Jeśli ktoś ma z tobą „problem” … to niech to przegada – nie wiem – ze swoim terapeutą.
To co ja myślę o ludziach jest wyłącznie o mnie (o moich osądach, projekcjach i bańce percepcji) ale w drugą stronę działa to tak samo. Czasem się o tym zapomina… Zmierzam do tego, że to co ludzie sądzą o TOBIE jest O NICH w największej mierze.
Pragnienie bycia rozumianym. To jest dziecinne. Z drugiej strony: dopóki nie stanie się jak dzieci…
Jezus też nie chce, żeby trzymać się jego szat do końca życia, tylko żeby się ogarnąć. Zapytać samego siebie „czego od SIEBIE oczekuję?” i udzielić sobie na to pytanie POWAŻNEJ odpowiedzi.
A Demon jest błaznem. Jest totalnie nieświadomy swojej śmieszności. Każdy demon.
Nikt się nie bierze za demony, jeśli nie ma absolutnej pewności, co do tego, że „jakby co” to Jezus albo „cię skądś zabierze”, albo „przybędzie na jedno jednoznaczne wezwanie”, albo sam się zorientujesz, że nie ty operujesz światłem, które go „uzdrawia”.
To znaczy „mnie” uzdrawia. Integralność. Ale to są początki scalania. Finalnie chodzi o to, żeby powiedzieć „to jestem ja” bez przesuwania poszczególnych części swojej natury poza margines… tej natury.
Skoro nie my operujemy tym światłem… to czego się bać? Bóg robi z tym porządek. Jak raz zobaczysz „świetlisty rozpierdol” w nieświadomości, to jako ludzie powinniśmy zdjąć z siebie presję. To się dzieje „dla nas” i „poprzez nas”.
Ja biorę „popcorn” i „cole” a Bóg niech robi swoje. Skoro nie jest niczym na zewnątrz… To już go mam. Niech się roznieca, rozpala i niech zapłonie. A to jak Demon reaguje na światło to jest KOMEDIA.
„Boska komedia”.
I kiedy on daje impuls, ale jego „kukiełka” nie reaguje, no to … jest rozczarowany. Ale nieco „osłabiony” światłem czyli „uzdrowiony” zaczyna być nieco bardziej skory do współpracy.
Coś tam sobie mruczy pod nosem, ale NIE WIERZGA.
Doświadczenie Ego #demon
Nie wiem jak ludzie doświadczają swojego ego, bo o tym się szczególnie otwarcie nie rozmawia, ale zakładam, że – mniej lub bardziej intensywnie – doświadczają, skoro coraz więcej treści w internecie oscyluje wokół szerokopojętego zdrowia psychicznego.
I duchowości w ogóle. Ja doświadczyłam ego tak:
to co czuje, myśli, mówi, ma mózg, instynkty i hormony… to myśli, czuje, i mówi… niezależnie czy ja w środku jestem czy nie.
A to co: nie mówi, nie myśli (bo nie ma mózgu), nie czuje (bo jest poza ciałem) to… jest doskonale świadome i przytomne.
Nie ma mózgu, a jednak… jakoś myśli… albo ma świadomość. Dużo o świadomości przeczytałam i nie mam pojęcia czym to jest. Dziś to w ogóle mogłabym nic nie przeczytać.
Jung pod koniec życia napisał „Urodziłem się i istnieję. Tyle wiem”. Bardzo świadomy człowiek.
Z tego wynika cała reszta. Uświadomienie sobie nieświadomości.
Kiedy czyta się „myślicieli wybitnych” to w skrócie wszyscy właściwie pisali o demonie. I nie wiem czy demon to jest to samo co „cień” czy „anty-ja” bo to są tylko jakieś koncepcje, nazewnictwo… może faktycznie po to, żeby uniknąć monotonii w mowie i piśmie.
I rzucić mózgowi jakieś „wyjaśnienie”. Mózg zawsze żąda wyjaśnień. I to nie jest źle.
Niezależnie, o demonie, od Freuda, Berna i Junga wiemy (bo oni dużo czytali), że demon daje zawsze DECYDUJĄCY impuls. Dla mnie więc – na podstawie zdobytej wiedzy – logiczne było dostanie się do niego i próba nawiązania kontaktu.
Choćby po to (po wglądach karmicznych), żeby powiedzieć „stary… kurwa PRZEGIĄŁEŚ. I to nie raz, nie dwa”. I wychodzi na to, że jesteśmy na siebie skazani. Więc MUSIMY się dogadać.
Stosunek „treści psychicznej” do „ja”.
Kurs Cudów mówi… że czasem trzeba „wytrzymać” i będzie ok. Potwierdzam. Z natury jestem raczej strachliwa więc to nie wymaga „nie wiadomo ile odwagi”. Trochę. Większość ludzi „trochę” jest w stanie z siebie wykrzesać.
Jest tyle różnych projektów duchowych, że zawsze ktoś poda ci rękę.
I faktycznie jest tak, że osiąga się poziom równowagi psychicznej na wyższym szczeblu, po każdym takim mocniejszym procesie. Tylko wiadomo, trzeba wytrzymać.
Success is my ONLY motherfuckin’ option – failure’s not
Eminem – Lose Yourself
Jezus lubi Eminema. W ogóle hip-hop. Chyba chodzi o rytm. Jezus widocznie lubi jak jest RYTM.
Ta część, która obserwuje jest różnie nazywana. W analizie transakcyjnej jest to „Ja Dorosły”, niektórzy nazywają to Świadkiem, Obserwatorem, Świadomością, Duchem… Nazewnictwo jest nieistotne.
Coś jest. I to ma się ze wszystkim ZINTEGROWAĆ. Zstąpić w ciało. Tak aby życie było medytacją. Tak lubisz swoje życie… że nie musisz uciekać do lasu. Są ludzie, którzy mówią, że to jest możliwe. Plus: w miarę skuteczne radzenie sobie z przeciwnościami losu.
Widzenie „wyzwań”, a nie „problemów”.
Zajmuje się tym między innymi Barbara Andrusikiewicz-Korenfeld (pracą nad integralnością. Praca z końmi – bardzo autentyczna, głęboka, i transformująca, i stabilizująca) oraz Rafał Wereżyński w ramach swojego projektu „Szkoła Nauczycieli Świadomego Życia”.
Ja piszę tego bloga w taki sposób, żeby nigdy mi nie wpadło do głowy kogokolwiek nauczać. I żeby nikt nie dał się zwieść moim „osobistym wyznaniom”. Ale to szkolenie uczy jak być: swoim własnym Nauczycielem.

