„ale Bill był świadomy pociągu Helen” 💆🏻‍♀️

Mężczyzna wpływa na kobietę czy kobieta na mężczyznę?

Osobiście stoję na stanowisku, że Helen czuła jego nieuświadomiony (wyparty) pociąg do niej. I oboje nie byli świadomi, co się dzieje.

Czyli jego zdolność do miłości i „funkcję użyteczności Boga” przejęła – tak a nie inaczej – zaprogramowana osobowość.

Jako ludzie nie posługujemy się na „dzień dobry” świadomością Chrystusową – na „do widzenia”, chyba też nie – i to nie jest nic niewłaściwego. Każdy gra swój teatr.

Pamiętajmy, że „boskie prawidła” zostały zapomniane NA DŁUGO przed tym zanim Jezus pojawił się Ziemi, żeby je przypomnieć. List 6 jest o tym, co On miał docelowo przypomnieć i za co – w prawdzie – poszedł na krzyż.

Może poza pewnymi bezkompromisowymi słowami, powiedziałby jeszcze, że „było warto”. Nie wiem.

Czasem mówi się, że kobieta kreuje sytuacje. Może jest tak, że kobieta może być posłańcem, żeby puściło wyparcie. I to nie ma wiele wspólnego z jej świadomą wolą.

Ma wywołać tarcie. Po prostu – jak służebnica pańska – wrzucić ziarno piasku do muszli ostrygi.

Według mnie Bill nie był niczego świadomy, a to co odczuwał jako „jej pociąg”, było jego wypartym pociągiem do niej. Podobno ludzie, na których projektujemy są przyciągani do nas przez tożsamość energii duchowej. Każde spotkanie ma więc służyć głębszemu przebudzeniu.

Chodzi o to zdanie z poprzedniego wpisu:

Dlaczego Helen i Bill mieli się tak ku sobie, ale nie byli tego świadomi?

Nie byli świadomi, w tym znaczeniu, że tak, jak krople deszczu, wszystko dąży do naturalnego łączenia się. Nawet przeciwieństwa.

To Ego kreuje podział, dyskutuje, naradza się z lękami, generalnie dokonuje projekcji a Duch rozprzestrzenia.

Bill robił aluzje do tego „romantycznego pociągu”. Natomiast, obstaję przy swoim – że nie był świadomy… siebie. Natury swojej istoty.

Nie ignorujmy tego, że Helen miała borderline. Jeśli operujemy skalą między miłością, a narcyzmem, a żadne z nich – jak większość z nas – chodzącą miłością w formie nie było. To – do Billa – pasuje zdecydowanie bardziej narcyzm, a do Helen borderline. Czy też on był bardziej mentalny, a ona emocjonalna.

Helen (biedna) nie wiedziała być może, co SAMA czuje, a według mnie czuła to, co Bill miał w sobie głęboko wyparte. I może w ogóle ludzie wokół niej.

Dlatego osoby z zaburzeniem borderline, muszą bardzo uważać „z kim się zadają”, bo wszystko wewlekają na wierzch, tak jakby wchłaniają te energie w siebie i czują tak naprawdę to, co czuje ktoś inny.

Wspaniała cecha czy umiejętność – jeśli ją opanować i umieć używać – u psychoterapeutów na przykład, ponieważ można być DOSKONALE dostrojonym relacyjne do danej osoby, ale w życiu to jest „umiarkowanie przydatne”.

Calvin Harris („My Way”) odkrył dokładnie to, co Artur Schopenhauer. Artur uważał, że kobieta jest iluzją. Złudzeniem albo po prostu „biologią” ubraną w ładny kostium.

Ale – to są moje obserwacje – kobieta odzwierciedla to, co jest w mężczyźnie. Jest pewnie tajemnicą jego sukcesów.

Helen odzwierciedlała to, co było w Billu. Tak, jak żona Kevina Lomaxa, skończyła pocięta w kościele widując w ludziach demony… bo odzwierciedliła cały konflikt Kevina, jeśli była emocjonalnie otwarta.

Czy homoseksualizm jest chorobą

Homoseksualizm nie jest chorobą, sama orientacja seksualna jest przecież jakimś kontinuum. Można się postarać przesunąć na skali, jeśli jakaś płeć nas rozczarowuje. Opcja do rozważenia.

Homoseksualizm przeczy jednak (wypiera) tę arystotelesowską funkcję użyteczności każdej istoty żywej – ujmując więc filozoficznie, jeśli „Bóg” chce się szerzyć i „optymalizować” to TYLKO W TYM kontekście „użyteczności” orientacja seksualna ma znaczenie.

Co nie znaczy, że jest chorobą. Orientacja ma znaczenie, w jakimś aspekcie, zawężonej filozofii, odnosząc się bezpośrednio do funkcji użyteczności Boga.

Znaczenie w wąskim kontekście. Sam homoseksualizm, jako taki, jest zjawiskiem naturalnym (występuje w przyrodzie) i nie jest – jak mawiał mój dziadek – wymysłem „naszych czasów”.

Filozofia to jest dziedzina specyficzna. Mój tata gdyby spotkał Arystotelesa, to więcej niż pewne, że powiedziałby, że „gościowi się po prostu nudzi”.

Tak samo myślę o Jezusie (kiedy na koniu z sakwą pełną złotych monet, przyjeżdża mój wewnętrzny Rodzic).

Podobne wpisy